• Marek MagierowskiAutor:Marek Magierowski

Wejście smoka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeśli Ameryka nie przyłączy się do Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych, to grozi nam kolejna zimna wojna. Tym razem finansowa

Australia trochę się droczyła, lecz aw końcu się złamała. Podobnie Korea Południowa, która po kilku miesiącach wahań ostatecznie pozbyła się wątpliwości. Oraz Indonezja, dynamicznie rozwijający się olbrzym, który zrazu mocno się opierał, by wreszcie zmienić zdanie o 180 stopni.

W październiku ubiegłego roku, gdy 21 krajów zadeklarowało swój udział w Azjatyckim Banku Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB), Australii, Korei Południowej i Indonezji nie było wśród sygnatariuszy protokołu ustaleń. Bank powstawał z inicjatywy Chin i miał stanowić przeciwwagę dla międzynarodowych instytucji finansowych kontrolowanych przez USA. Dlatego najważniejsi sojusznicy Ameryki w regionie na początku nie przyjmowali tego projektu ze zbyt dużym entuzjazmem, nie chcąc drażnić Wujka Sama. Wszak wszystkie wspomniane państwa mają z Chinami stosunki, mówiąc delikatnie, mocno skomplikowane. Sprzeczne interesy, spory polityczne, historyczne krzywdy… 

Niezdecydowanym Chińczycy wyznaczyli deadline na 31 marca – zaproszone do współpracy kraje miały określić, czy chcą się przyłączyć do AIIB, czy też nie. W miarę jak zbliżała się owa data, lista „złamanych” w magiczny sposób się wydłużała. Złamała się Canberra, złamała Dżakarta, skapitulował Seul. Dla Stanów Zjednoczonych był to afront, ale jeszcze nie porażka. Dramat zaczął się wtedy, gdy swój akces zaczęły zgłaszać największe gospodarcze potęgi Europy: Niemcy, Francja, Włochy, Holandia, Szwajcaria. W antyszambrze usiadła także Polska, mimo że wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński niemal do ostatniej chwili przekonywał, że „mamy odmienną strategię”. (…)

Cały artykuł dostępny jest w 17/2015 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także